sobota, 28 marca 2015

"Och, to jest piosenka z TEGO filmu?" - czyli o utworach, które niekoniecznie kojarzycie z konkretnymi historiami

Drodzy czytelnicy,

Muzyka towarzyszy filmom od samego początku. Dłużej nawet niż słowa, bo przecież zanim jeszcze aktorzy zaczęli wymieniać między sobą dialogi, oglądaliśmy ich popisy właśnie w towarzystwie ścieżki dźwiękowej. 

Co innego piosenki - one w filmach pojawiły się o wiele później. W musicalach oraz animacjach musicalowych Disneya otrzymaliśmy setki niezapomnianych piosenek.  W bajkach dodatkowo były one dubbingowane, dzięki czemu otrzymaliśmy setki wersji narodowych, w niemal wszystkich językach świata. 

Jeszcze czymś innym są piosenki "nie-musicalowe", które słyszymy albo podczas samego filmu, albo w czasie napisów końcowych. Część z nich to zupełnie niezależne od historii dzieła, które "po prostu" mają wesprzeć stronę muzyczną filmu i służyć jako podwójna reklama (reklama zespołu, którego utwór usłyszy każda osoba oglądająca film oraz reklama filmu, z którym związana jest piosenka uwielbiana przez wielu fanów zespołu i nie tylko). Pozostałe zostały stworzone "na potrzeby filmu" i w dużej mierze do niego nawiązują. Takie utwory, nawet jeśli są odbierane jako niezależne dzieło, w pewien sposób zawsze są wizytówką historii prezentowanej w kinie - czy to przez teledysk, czy przez tekst w którym przeplatają się wątki filmowe, czy w końcu przez motywy muzyczne, które bezpośrednio nawiązują do instrumentalnego soundtracku.

Dlaczego Wam o tym piszę? Bo niedawno zadumałam się nad moją playlistą i odkryłam, że składa się ona niemalże wyłącznie z takich utworów. I był to moment, w którym doszłam do wniosku, że chcę Was z tymi piosenkami zapoznać. Po pierwsze dlatego, żeby się "pochwalić" (a co, taką różnorodną mam playlistę!", po drugie - by uświadomić niektórym z Was, skąd taki utwór się wziął, a po trzecie - żeby zapoznać Was z piosenkami, których może nie znacie, może zignorowaliście, a warto do nich choć na chwilę wrócić.

Ach, i po czwarte - żeby ostrzec Was przed jeszcze innymi :)

Jako zdjęcie niech posłuży plakat z "Need for Speed" . Podczas pisania tego postu po prostu MUSIAŁAM zacząć oglądać ten film.
Znowu. 

piątek, 20 marca 2015

Kryzys

Dopadł mnie kryzys.
Nie wiem czy uda mi się coś konstruktywnego w tym tygodniu napisać.

Ach, z rzeczy "pozytywnych".
Na świat wyszedł serial. O dziewczynie która umarła i została zombie. Zwolniła się więc z pracy w szpitalu i zatrudniła w kostnicy żeby jeść mózgi. Pałeczkami, przyprawione ostrym sosem.
 A jak już jakiś mózg zje, to ma dostęp do wspomnień jego właściciela (podejrzewam że po zjedzeniu płata skroniowego), przejmuje jego charakter (było nie jeść płata czołowego) i inne umiejętności, np. językowe. Tak więc bohaterka udaje żywe medium i pomaga policji w rozwiązaniu spraw kryminalnych. Oczywiście najpierw musi zjeść mózgi ludzi, będących ofiarami w tych sprawach. 

Serio. 


A najgorsze jest to że ten serial to pierwsza rzecz która mnie dziś naprawdę rozbawiła. 

Idę pogrążyć się w jeszcze większym kryzysie. 


sobota, 14 marca 2015

Muzyczny portret Czarownicy, czyli niezwykły soundtrack z filmu "Maleficent"

Drodzy czytelnicy,

jak zapewne zauważyliście, w ostatnich tygodniach trudno mi się oderwać od tematyki baśniowej. Nie mam pojęcia czy jest to skutek zupełnie przyziemnych zajęć w które ostatnio obfituje moje życie, czy też powodem jest kryzys końca studiów… w każdym razie bajki stanowczo są czymś, co ostatnio bardzo mnie cieszy.

Mimo wszystko postanowiłam na chwilę odejść od animacji i skupić się na baśni w wydaniu filmowym. A konkretnie – na muzyce do tej baśni.

Zapraszam Was więc do wkroczenia do muzycznego świata "Maleficent". Świata, który mistrzowsko zaczarował dla nas James Newton Howard. 

Przygotujcie się na ogromną dawkę prawdziwej magii!

czwartek, 12 marca 2015

DOBRANOC, SIR TERRY

Drodzy czytelnicy,

doszła do nas dziś bardzo smutna wiadomość o śmierci sir Terry'ego Pratchetta, wspaniałego pisarza, twórcy Świata Dysku, a przede wszystkim - fenomenalnego komentatora współczesnego świata, człowieka o niezwykle bystrym umyśle i odważnym spojrzeniu na świat.

Trudno uwierzyć, że nie będzie więcej książek jego autorstwa. Że jego płodny umysł nie wyda na świat kolejnych historii, nie poprowadzi dalszych losów naszych ulubionych postaci. 

O tym, kogo straciliśmy niech świadczy fakt, że był on i na zawsze pozostanie autorem najlepszej koncepcji Śmierci w literaturze. Sam stworzył Śmierć i miejmy nadzieję że to właśnie jego Śmierć stanęła nad nim w dniu dzisiejszym. Serio, zasłużył na to. 




piątek, 6 marca 2015

Takie życie i śmierć to tylko w Meksyku - czyli o niezwykłym zakładzie, czaszkach i oscarowych niesprawiedliwościach.

Drodzy czytelnicy,

w tegorocznym sezonie Oscarowym jedna kategoria wyjątkowo mnie zasmuciła. Pośród nominowanych do nagrody za najlepszy film animowany, bardzo zabrakło mi pewnej bajki. Co ciekawe, zabrakło mi jej nie tylko tam.
Trailer do "Book of Life" ("Księgi Życia") widziałam w kinie na początku roku 2014, czyli ponad rok temu. Pamiętam, że zapisałam sobie tę animacje na liście "Nie ważne o czym jest, trailer wygląda tak fenomenalnie że i tak ją zobaczę". Tymczasem... cisza. Bajka nie pojawiła się w polskich kinach. Nie wyszła na DVD. Nie była nominowana do Oscara. 

A wiecie dlaczego tak bardzo mnie to męczy? Bo powinna. 

Powinna pojawić się w kinach. A potem na DVD. I co jeszcze ważniejsze - rozpatrując jak zakończyły się Oscary w kategorii "Najlepszy Film Animowany" - powinna była dostać Oscara. 

Dlaczego? Bo to FE-NO-ME-NAL-NA animacja! Taka, która absolutnie wykracza poza ramy przeciętności i którą każdy, niezależnie od wieku, wykształcenia i statusu społecznego, powinien zobaczyć. 

I dlatego właśnie postanowiłam o niej napisać. Przygotujcie się na opowieść o "Book of Life". O "Księdze Życia". 

Będzie wesoło i kolorowo. I z dużą ilością czaszek!