niedziela, 22 stycznia 2017

A ja jestem wcale nie jestem dziecinna! - czyli czym dla mnie jest dorosłość

"Musisz przestać być taka dziecinna" - usłyszałam wczoraj od mojej rodzicielki, z powątpiewaniem spoglądającej na napisy końcowe "Maleficent".

Jedyne co miałam w tym momencie ochotę zrobić, to schować się pod moim wielkim kocem i kontynuować bujanie w rytm "Once Upon a Dream". Alternatywnie wstać, tupnąć nóżką i rzucić wieczną klątwę na mamę. Żeby każdego wieczoru od dziś do końca świata musiała oglądać na zmianę "Władcę Pierścieni", "Gwiezdne Wojny", "Star Treka" i filmy Marvela. Wersje reżyserskie. Z komentarzami. 

Ale się powstrzymałam i nie rzuciłam klątwy.

Jeśli to nie jest dojrzałe, to nie wiem co jest. 


sobota, 14 stycznia 2017

Zacznijmy od tego, że bardzo ciężko zacząć!

To już któryś z kolei dzień, w którym siadam nad klawiaturą i próbuję napisać cokolwiek. I co? Nie wychodzi. Rozpoczynanie jest co najmniej sto razy trudniejsze, niż wydaje się na początku. To znaczy tym początku, kiedy siadasz na krześle, spoglądasz w monitor i z pełną wiarą we własne możliwości próbujesz napisać pierwsze słowo. 

Wpis sponsoruje piesław wpatrujący się w góry. Albo coś, co jest na dole.

niedziela, 1 stycznia 2017

Wróciłam!

Dobry wieczór wszystkim.

Tak, zdaje się że wróciłam. Choć zwykle stronię od postanowień noworocznych, dziś, pierwszego dnia Roku Pańskiego 2017 postanowiłam wykonać pierwszy krok w stronę powrotu do bloga. W formie nieco bardziej niż wcześniej nieokreślonej (co oznacza mniej więcej tyle, że może się tu pojawić WSZYSTKO), ale chyba bardziej niż kiedyś spersonalizowanej. 

To taki trochę dodatek do nowej drogi, którą od niedawna podążam. Kto miał okazję spotkać się ze mną w przeciągu ostatnich trzech miesięcy wie, że rzuciłam się na głęboką wodę: zrezygnowałam z pracy w korporacji i poświęciłam się rozwojowi ścieżki zawodowej psychologa. Rozpoczęłam studia podyplomowe, a przede wszystkim zaczęłam szukać pracy w zawodzie. Miło mi poinformować, że po trzech dość ciężkich miesiącach, rozpoczynam pracę na stanowisku psychologa. A że jest to zajęcie na pół etatu, równocześnie kontynuuję poszukiwania i starania o kolejne obszary rozwoju.


I jeszcze coś. Dwie sytuacje, które dały mi sporo do myślenia. Kilka (a może kilkanaście) dni temu pomyślałam: a może zmienić coś w otoczeniu? Przemeblować wynajmowany pokój? Pozamieniać te wszystkie gadżety, którymi wypełniam miejsce na coś... bardziej dojrzałego? 

Zmieniłam kalendarz. Nie podobało mi się, wrócił stary (już nieaktualny, jakby nie patrzeć). Spojrzałam na plakat Iron Mana. No nie wiem, to chyba za duży krok. 

A dziś przez godzinę myślałam nad szalonymi zmianami w blogu. Jak widzicie, to też było za dużo. Lubię niebieski. Niebieski jest dobry. Niech będzie jak było wcześniej. 

Mimo to, zaczęłam się zastanawiać nad sobą. Że trzeba coś ustalić raz, a porządnie. Czy dobrze mi z tym Robertem na ścianie i kalendarzem adwentowym z Darthem Vaderem, czy może już tego nie chcę? I może zamiast zastanawiać się nad wszystkimi odcieniami niebieskiego, warto by nauczyć się bardziej zaawansowanych opcji bloga? Stare czy nowe? Bezpiecznie znane czy czy niepokojąco nieokreślone? 

Oj, dużo będzie myślenia w tym roku. 

Tym lepiej że tutaj wróciłam! 


poniedziałek, 23 maja 2016

Każdy ma "trochę" Aspergera - czyli o sprzecznych obliczach jeden osoby

Drodzy czytelnicy,

W ostatnich tygodniach coraz częściej dochodzę do wniosku że ludzie to jednak całkiem dziwne stworzenia. Diametralnie różnimy się między sobą, a jednak zazwyczaj potrafimy żyć w harmonii z innymi osobnikami.

Dużo trudniej jest kiedy pochylimy się nad każdym z osobna: już wydaje nam się że rozumiemy osobę, a tu nagle okazuje się że istnieje jakiś jej obszar, który zupełnie nie przystaje do reszty. To trochę jakbyśmy wszyscy w jakimś stopniu cierpieli na zespół Aspergera: fantastyczni w jednym obszarze, zupełnie zawodzimy w innym; zupełnie nie radzący sobie z rzeczywistością, nagle ukazujemy światu oblicze naprawdę ciekawego człowieka.

Tylko jak sobie poradzić w interakcjach jeśli każda otaczająca nas osoba może skrywać kilka skrajnie różnych cech lub zachowań?

Mój najnowszy pomysł (z przed trzech minut): życiowe notki powinny zawierać chociaż jedno zdjęcie pięknego psa. Psy są dobre na wszystko. 

wtorek, 10 maja 2016

Warto było czekać! - czyli kolejna fala zachwytów nad "Captain America: Civil War"

 Drodzy czytelnicy,

Nadeszła chwila na którą tak długo czekałam. Na którą wielu z nas czekało. W końcu, po długim oczekiwaniu możemy zobaczyć w kinach najnowszą produkcję Marvela, „Captain America: Civil War”.

„Civil War” to produkcja nietypowa – niby trzecia część przygód Kapitana Ameryki, faktycznie można ją zaliczyć do produkcji o Avengers. Niby daleko mu do komiksowego rozmachu konfliktu o tej samej nazwie, w rzeczywistości diametralnie zmienia świat przedstawiony MCU.

To nie mógł być film którzy przejdzie bez echa. W przypadku porażki twórcom nie byłoby wybaczone. W przypadku sukcesu – cóż, Marvel mógłby mieć nadzieję na coraz większe zainteresowanie kolejnymi produkcjami, a także potężny kredyt zaufania ze strony wiernych fanów.

I wiecie co? Zrobili to. Stworzyli kapitalny, mądry i dojrzały film. Dokładnie taki, na jaki MCU zasługiwało. W ciągu dwóch i pół godziny obserwowałam w napięciu rozwój konfliktu (na kilku frontach), poznałam i zdążyłam polubić zupełnie nowych bohaterów, śmiałam się jak głupia, rozpływałam się nad choreografią walki. A na koniec złamali mi serce.
Uwierzcie, jestem ZACHWYCONA. Jak rzadko kiedy.