dziś chciałam Ci opowiedzieć o pewnym filmie, który obejrzałam ostatnio w kinie. O dziwnym filmie. Bardzo dziwnym filmie, na którym bawiłam się lepiej, niż na wszystkich superprodukcjach ostatnich lat.
A napiszę Ci o "Dzikich historiach" - filmie produkcji argentyńsko-hiszpańskiej (co już skłania do refleksji, biorąc pod uwagę że natknęłam się na ten film w dużym kinie, w centrum handlowym), opisywanym jako, i tu uwaga: KOMEDIA/DRAMAT/THRILLER.
Myślę że rozumiesz dlaczego do sali kinowej wchodziłam raczej niepewnie i zupełnie nie mając pojęcia co mnie czeka.
Oto i nasi bohaterowie... ludzie, którzy mają za sobą naprawdę ciężki okres życia. |
"Dzikie historie" to tak naprawdę sześć filmów - zupełnie niepowiązanych fabularnie historii, w którym wspólny jest jeden element: bohater, który przeżywa naprawdę głęboki kryzys.
Mamy więc niedocenionego muzyka, który ma dość wiecznych upokorzeń ze strony każdego, kogo przyjdzie mu poznać. Spotykamy też milionera, którego syn właśnie spowodował śmierć kobiety i dziecka, a dziennikarze i wściekli ludzie stoją pod bramą jego willi żądając wyjaśnień. Poznajemy historię pracującej w podrzędnej restauracji kelnerki, która rozpoznaje w kliencie człowieka odpowiadającego za jej rodzinną tragedię. Oglądamy losy inżyniera, który pechowo parkuje samochód, biznesmena, który nie lubi, kiedy ktoś zajeżdża mu drogę na autostradzie oraz panny młodej, która z przerażeniem odkrywa tajemnicę skrywaną przed nią przez narzeczonego.
Wszyscy Ci ludzie mają zły dzień. Albo zły tydzień. Albo zły miesiąc. Albo... złe życie. W pewnym momencie nie wytrzymują i, cóż, wybuchają. Mniej lub bardziej dosłownie. Mają coś, co psychologowie określają pojęciem "kryzysu psychologicznego" i naprawdę potrzebują pomocy specjalisty.
Teoretycznie nie powinno w tym być nic śmiesznego. Ludzkie nieszczęście raczej nie powinno nas bawić.
Tymczasem twórcom filmu udało się przedstawić te historie w taki sposób, że człowiek angażuje się w każdą z opowieści nie tyle współczując bohaterom, co kibicując im, naśmiewając się z ich reakcji czy po prostu świetnie się bawiąc obserwując skutki, jakie przynosi ich postępowanie. Skutki przeróżne, często bardzo katastrofalne.
W "Dzikich historiach" mamy do czynienia z komizmem sytuacyjnym, ale to, co bawi najbardziej, to fakt, że te "dzikie" reakcje bohaterów wcale nie są aż tak bardzo wyolbrzymione. Wielu z nas, będąc w sytuacji w jakiej znaleźli się bohaterowie, i będąc doprowadzonym na skraj wytrzymałości, postąpiłoby pewnie podobnie. Albo nie postąpiło, ale bardzo CHCIAŁOBY tak postąpić. Zapomnieć o konsekwencjach, zignorować zupełnie konwencje społeczne i... no właśnie, co zrobić? Walczyć na śmierć i życie z kierowcą-idiotą, biegać w sukience ślubnej zakrwawionej od ran kochanki pana młodego, wysadzić w powietrze irytującą Cię instytucję... a może zrobić coś równie szalonego.
No tak. Pewnie żadne z nas czegoś takiego nie zrobi. Może i szkoda, bylibyśmy zdrowsi na ciele i duchu gdybyśmy czasem pozwolili sobie na taki kryzys. Choć z drugiej strony ludzkość mogłaby nie przetrwać kryzysów niektórych z nas.
W rozwiązanym kryzysie najlepsze jest to, że może skończyć się dobrze. Nawet jeśli rozwiązywanie go zakończy się w więzieniu... |
Tak, film bardzo mi się podobał. Było w nim coś takiego, co pozwoliło na chwilę wyłączyć zmysł moralny, przestać przejmować się zasadami życia społecznego... i po prostu śmiać się z cudzych reakcji. Podejrzewam, że właśnie dystans twórców pozwolił im na stworzenie takiego filmu - trudno mi sobie wyobrazić, by w Hollywood powstała taka produkcja. Za dużo tam patosu, efektów specjalnych i dążenia do stworzenia "superpoprawnej superprodukcji".
No więc "Dzikie historie" nie są superprodukcją. Nie są też poprawne, absolutnie brak w nich patosu. Mimo wszystko, z pełną powagą polecam Ci ten film, zwłaszcza, jeśli chcesz dobrze się bawić idąc do kina.
Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz polecam wybranie się do kina na "Dzikie historie". Uwierz mi, żaden Hobbit aż tak dzikich rzeczy nie nawyprawiał :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz