poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Księżniczka Disneya to inwestycja większa niż ciało i szafa Kim Kardashian!

Drodzy czytelnicy,

Dziś ostatecznie dowiedzieliśmy się jak będzie wyglądać Moana - najnowsza, polinezyjska księżniczka Disneya. Po miesiącach oczekiwania, w trakcie których twórcy podsycali naszą ciekawość bardzo lakonicznymi informacjami oraz przepięknymi ilustracjami, nareszcie poznaliśmy twarz bohaterki najnowszej animacji Disneya. Dowiedzieliśmy się również czego będzie dotyczyła historia Moany, kogo w niej zobaczymy (i usłyszymy!) i jak będzie wyglądał świat który będzie przemierzać bohaterka.

A przy okazji możemy mieć już pewne pojęcie o tym, jak będą wyglądały piórniki, zeszyty, zabawki i ubrania dziewczynek w następnym sezonie. I przez następne kilka sezonów. Do następnej księżniczki w każdym razie.
Co przyniesie nam historia nowej księżniczki? 
Zastanówcie się przez chwilę nad tą prawidłowością: niezależnie czy jesteście dziewczynkami w wieku przedszkolnym/szkolnym, czy macie siostry/córki chodzące do przedszkola lub szkoły, czy też z dziećmi w takim wieku nie macie nic do czynienia (oprócz oczywistego faktu, że sami mieliście kiedyś tyle lat), wszyscy znamy choć kilka księżniczek Disneya. Śpiąca Królewna, Arielka, Bella czy Jasmina ciągle pojawiają się gdzieś w tle naszych codziennych spraw: a to w hipermarkecie na okładkach zeszytów, a to na desce do pływania albo ręczniku sprzedawanych nad morzem, a to w końcu na stoisku z gazetami albo w sklepie spożywczym na jogurcie albo napoju. Założę się, że nawet jeśli nie wiecie jak wygląda Elza, jeśli pokażę Wam jej wizerunek odkryjecie, że gdzieś już tę śliczną twarzyczkę widzieliście.

Nie ma co ukrywać - kolejne księżniczki Disneya to wielomilionowy biznes nakręcany przez kolejne pokolenia dziewczynek i ich rodziców. Biznes o tyle opłacalny, że przy odpowiednim prowadzeniu niestarzejący się. Przykładowo, premiera "Śpiącej Królewny" miała miejsce w 1959 roku. Aurora ma więc 56 lat i wciąż jest jedną z księżniczek. najczęściej widniejących na okładkach zeszytów i
Co by nie mówić - ta grupka zarobiła dla Disneya więcej, niż jakikolwiek film!
tornistrach. Bezpośrednim tego skutkiem jest ogromna popularność Śpiącej Królewny, i to pomimo że mająca premierę 56 lat temu bajka stanowczo odbiega od animacji preferowanych przez dzieciaki w dzisiejszych czasach.  
Może to kiepskie porównanie, ale ile nie zainwestowałaby w swoje ciało i ubrania Kim Kardashian lub inne celebrytki jej pokroju, ciężko będzie jej osiągnąć taki wynik, zarówno w kwestii finansów jak i popularności.

Skutki długowieczności postaci stworzonych przez Disneya nie ograniczają się jednak tylko do kwestii finansowych. Pomyślcie jak ogromne znaczenie Aurora czy Jasmina wywarły na tożsamość pokoleń, które ukształtowały. 

Najwięcej uwagi poświęca się (jak zwykle) kwestiom cielesności - temu, jaki ideał kobiecego ciała lansują księżniczki. Najwięcej obrywa się twórcom za nienaturalnie szczupłe figury większości bohaterek, za ich długie nogi, wielkie oczy i idealne rysy twarzy. Na drugi ogień idzie przynależność rasowa postaci. Po dominacji białoskórych księżniczek coraz częściej kładzie się nacisk na odmienny kolor skóry bohaterów animacji. Wystarczy przypomnieć sobie histerię, którą wywołała prezentacja postaci z filmu "Księżniczka i Żaba". Oburzenie wywołał fakt, iż wybranek pierwszej czarnoskórej księżniczki w historii, książę Naveen jest idealnym reprezentantem rasy... białej. Tak jakby czarnoskóra piękność nie mogła znaleźć sobie godnego małżonka o takim samym kolorze skóry. Skutkiem było szybkie "przefarbowanie" karnacji Naveena, które lekko mówiąc nie wypadło najlepiej w połączeniu z pozostawionymi typowo europejskimi rysami twarzy. 

Kolejną często poruszaną kwestią jest sposób "prowadzenia się" księżniczek. Nie ma co ukrywać, że choć bardzo romantyczne, historie niektórych z nich są lekko mówiąc zastanawiające. Najlepszym przykładem jest tu chyba Mała Syrenka, która zakochała się w mężczyźnie tylko dlatego że był "piękny" (w dalszej części bajki Eryk nie popisuje się żadną inną zaletą), po czym rzuciła wszystko i wyszła za niego mając całe 16 lat. Niezbyt edukacyjne, trzeba przyznać. A to tylko jedna z wielu historii wielkiej miłości, dla której dziewczęta (księżniczki jakby nie patrzeć!) decydowały się
Historia tej dwójki bez wątpienia śni się po nocach twórcom Disneya.
dramatycznie zmienić swoje życie. Znów powracając do księżniczki Tiany - wielu widzów do dziś nie może wybaczyć twórcom, jak łatwo bohaterka zrezygnowała ze swoich ambicji zawodowych dla przystojnej żaby. Takie ukazywanie kobiet - mówią krytycy, odnosząc się do licznych przykładów rodem z Disneyowskiej ferajny - kreuje nierealistyczną wizję miłości i nakłania dziewczęta do szukania księcia z bajki. Nie mówiąc już o dewaluowaniu roli jakichkolwiek ambicji przejawianych przez bohaterki, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi wielka miłość. 

Oczywiście, twórcy dwoją się i troją by dopasować nowe bohaterki do wymagających gustów co bardziej skrajnych w opiniach widzów. Stąd też jawna krytyka szybkiego zamążpójścia i pochwała niezależności Elzy we "Frozen". W nurt ten wpisuje się również postać Diaboliny granej przez Angelinę Jolie w "Maleficent" - filmie, który ewidentnie pokazał że Disney stawia teraz na mocne i potężne postaci płci żeńskiej. 

A jeśli już o Angelinie - w dobie ekranizacji kolejnych animowanych przebojów Disneya, obok rysunkowych i komputerowych wizerunków księżniczek pojawiają się ich aktorskie wersje. Castingi do filmów opowiadających na nowo historie znanych nam bohaterek wywołują niemal tyle samo emocji co prezentacje zupełnie nowych księżniczek. Przypomnijcie sobie ile komentarzy wywołała informacja o aktorach wcielających się w rolę Kopciuszka i jej księcia albo Aurory z "Maleficent". Nie mówiąc już o kapitalnej moim zdaniem obsadzie "Pięknej i Bestii", która zbiera pochwały jeszcze zanim ukaże się jakakolwiek zapowiedź pokazująca aktorów przebranych za swoje postaci. I znów, tak jak przy wersjach animowanych, filmowe księżniczki Disneya generują ogromny dochód, wpływając równocześnie na całą kulturę popularną. Jasne, że nie mają szans odegrać tak ogromnej roli jak ich pierwowzory. Wciąż jednak stanowią mocne punkty repertuarów kinowych, a ich uśmiechnięte twarze będą nas bez wątpienia prześladować w każdej Biedronce i Tesco przez następne kilka lat. 

Ile by lat nie miały - zeszyty z ich wizerunkami znajdziemy w każdym sklepie. Inaczej niż w przypadku Hanny Montany i innych serialowych bohaterek, które znikają tak samo szybko jak się pojawiły...
Oczywiście, sceptycy wysuwają tysiące argumentów przeciwko wpływowi wywieranemu przez bohaterki filmów Disneya na młode dziewczęta. W końcu dzisiejsze młode kobiety (20-30 lat) wcale nie upierają się przy taliach osy i kreowaniu się na księżniczki (oprócz skrajnych wyjątków, ale skrajności pojawiają się zawsze). Jeśli już, to Barbie miała na to na pewno większy wpływ niż Disney. Jasne, wizja miłości i związków romantycznych prezentowana przez Disneya jest wyidealizowana, ale przecież jest milion innych filmów i bajek, które pokazują ją w ten sam sposób, dlaczego więc czepiać się tych konkretnych postaci?

Nie chcę tu rozstrzygać kto ma rację. Chciałabym jedynie zwrócić uwagę na proces, przez jaki musi przejść w dzisiejszych czasach postać nowej księżniczki, by można pokazać ją szerokiej publiczności. Jak ogromna ilość specjalistów pracuje nad nią, począwszy od koncepcji, kończąc na kolorze włosów czy sukience. I jak istotne i długofalowe skutki ma wykreowanie tej postaci dla  odbiorców z jednej strony, a dla Disneya z drugiej. Animowana Moana którą poznaliśmy dzisiaj oraz jej historia, będą wpływały na świadomość dzieci i portfele dorosłych przez kolejne dziesiątki lat. Niewiele jest realnych osób w dzisiejszej popkulturze, które mogłyby pochwalić się podobnym osiągnięciem (to chyba akurat dobrze). Trochę więcej jest postaci filmowych, które mogłyby konkurować jak równy z równym z księżniczkami, ale one przeznaczone są raczej dla nieco starszej widowni. 

Tym bardziej ciekawe wydaje się pytanie - jaka będzie Moana? I czego nauczy nas jej przygoda?

Oto i ona, Moana. Długie czarne włosy, zadziorny uśmiech i spódniczka z trawy. I wiosło - jak znam Disneya posłuży dziewczynie jako narzędzie do walki. Patelnia była już zajęta.

4 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że są dwie strony medalu. Bo to prawda, księżniczki wywierają wpływ na małe dziewczynki, ale też niekoniecznie będzie to wpływ pod kątem urody czy poszukiwania księcia. Ze swojego dzieciństwa pamiętam, że w Pocahontas najbardziej podobała mi się wolność i latanie na bosaka po lesie, z Bellą identyfikowałam się, bo lubiła czytać książki, a Dżasminę lubiłam, bo zwiała z domu i miała tygrysa. Ostatnio gdy byłam na jakimś filmie dla dzieci w kinie, podczas obowiązkowej końcowej sceny pocałunku z kilku miejsc rozległo się głośne "o fuuuuuuuuuuu!!!", i ja też miałam takie podejście do tych romansów ;) Liczyło się gadanie ze zwierzątkami.

    i chyba o to też chodzi marketingowcom, o czym wspomniałaś - starają się wykreować księżniczki z jak największą ilością cech wywołujących zazdrość i podziw małych dziewczynek :) A czy to będzie znalezienie księcia, piękna suknia czy raczej odwrotnie - niezależność, łażenie po drzewach albo władanie lodem, to już drugorzędna sprawa (chociaż jak pisałaś przemyślana od początku do końca). Zeszyty muszą się sprzedawać.

    I jeszcze jedna rzecz - ciekawe, że jedne księżniczki mają więcej zwolenniczek niż inne. Jedne "przyjmują się" lepiej, inne gorzej. Taka np. Kida z Atlantydy - pamięta ją ktoś w ogóle? Tiana też jakoś ustępuje popularnością takiemu Kopciuszkowi, albo po prostu obracam się w niewłaściwych kręgach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zastanawiałam się nie raz nad zróżnicowaną popularnością księżniczek. Wydaje mi się, że dużo zależy od odbioru samego filmu (Atlantyda nie była nigdy tak popularna jak choćby Frozen) oraz, niestety... od wieku bohaterki, a co z tym się wiąże - grupy docelowej do której bajka jest skierowana. Kida i Tiana są dorosłe, mają dorosłe problemy i dorosłe ambicje, stąd nie nadają się na zeszyty i nie fascynują dziewczynek w wieku szkolnym w takim stopniu jak choćby Mała Syrenka.

      Wydaje mi się, że w przypadku bajek w których grupą docelową były starsze dzieciaki i młodzież, popularność bohaterek Disneya nie jest tak duża, bo muszą konkurować z innymi postaciami. Przykładowo - córka mojej kuzynki mając lat siedem absolutnie kochała dwie postaci: Dzwoneczka (z tych bajek o wróżkach z Nibylandii) i Roszpunkę. Trzy lata później Roszpunka utrzymała się na topowej pozycji, Dzwoneczek wypadł z listy zainteresowań, za to pojawiło się Monster High, Ever After High (przeraża mnie że wiem co to za bajki, ale to zasługa właśnie tej małej panny), Hermiona Granger i pół obsady Narnii. Kiedy będzie miała lat piętnaście (a więc będzie w wieku odpowiednim do oglądania Atlantydy) będzie tego DUŻO więcej.

      Ale jestem pewna że jakąś księżniczkę Disneya będzie kochała przez całe życie :)

      Usuń
    2. Masz rację co do wieku, celów i zajęć bohaterek - rzeczywiście marzenia Tiany są dość odległe od marzeń siedmiolatki :) A i zastanawia mnie odkurzenie Dzwoneczka, w gruncie rzeczy dość starej i zapomnianej postaci i olbrzymia popularność wróżek wśród najmłodszych dziewczynek. Chociaż nie powiem, oglądałam jeden z filmów i też się wciągnęłam :)

      Swoją drogą, ostatnio czytałam na blogu Catus Geekus tekst "Dlaczego Disney nienawidzi nastolatków" i rzeczywiście coś w tym jest, że dla maluchów mamy urocze, przemyślane historie i nawet te szeroko krytykowane księżniczki są zjadliwe, a dla nastolatków - jakieś okropne kiczowate Hanny Montany, z których wyrasta się szybciej niż z takiego Frozen.

      Usuń
    3. Jak najbardziej się z tym zgadzam - Disney faktycznie nienawidzi nastolatków jeśli każe im oglądać seriale typu Hanna Montana. W porównaniu z czymś takim Frozen naprawdę jest o wiele lepsze (i, jakby nie było, zupełnie adekwatne również dla młodszej i starszej młodzieży). Nie wiem z czego wynika ta niemoc, może faktycznie brak im pomysłu? A może nie chce im się konkurować z milionem innych postaci które przyciągają nastolatki?

      Co do Dzwoneczka - to chyba dobry pomysł z serią bajek z jej udziałem. Piotrusia nie ma sensu wyciągać, jest to w końcu postać dość kontrowersyjna (pamiętam że bardzo szybko dostrzegłam, że jest on w swojej dziecinności piekielnie okrutny i w gruncie rzeczy irytujący), tymczasem Dzwoneczek - po dodaniu kilku wróżkowych koleżanek i umieszczeniu ich w pięknej krainie, jest idealną bohaterką dla małych dziewczynek. Postaci są ładne i wesołe (nawet te złe!), mają świetne moce i przeżywają barwne przygody. Przy okazji bardzo ładnie wpleciono bardzo edukacyjny wątek - pokazując że każda umiejętność jest naprawdę wartościowa, nawet jeśli polega na robieniu garnków z wikliny. Wiadomo że każda dziewczynka wolałaby tkać pajęczyny lub bawić się promieniami słońca, tymczasem główna bohaterka nie posiada żadnej z tych mocy, a i tak jest super.

      Szkoda tylko że w pewnym momencie dziewczynki i tak zamienią Dzwoneczka na koszmarki z Monster High.

      Usuń