Drodzy czytelnicy,
Opowiem Wam historię.
Historia będzie o odkupieniu win. O tym, jak kilka osób z Hollywood znalazło problem w filmie, którego, jak się wydawało, nie można uratować. O tym, jak z czegoś, co wydawało się niepotrzebną kontynuacją słabego (ale wysokobudżetowego) filmu powstał całkiem ciekawy koncept. Z którego wyszedł całkiem dobry film.
I wiecie co? Poszłam do kina zobaczyć coś ładnego, ale wybitnie głupiego. Dawno nie wyszłam z kina tak pozytywnie zaskoczona. By było nie ładnie ale pięknie. A przy okazji całkiem interesująco i zabawnie.
Historia o królestwie Królewny Śnieżki pozbawiona Królewny Śnieżki nie mogła być lepsza.
Dawno, dawno temu…
powstał mały koszmarek filmowy pod tytułem „Królewna Śnieżka i Łowca”.
W koszmarku występowała oczywiście Królewna Śnieżka. Była
trupio blada, miała wiecznie potargane czarne włosy i średnio czerwone usta
(sprawa bardzo dyskusyjna, wiele zależało od ujęcia). Była wiecznie smutna,
nieczęsto zamykała buzię i nosiła na zmianę potargany strój wojowniczej
księżniczki i zbroję. A kiedy była naprawdę szczęśliwa, na jej twarzy pojawiał
się dziwny grymas. Niektórzy twierdzą że był to uśmiech, ale nikomu nie udało
się tego udowodnić w stu procentach.
W koszmarku grał też Łowca. Był to markotny i burczący pod
nosem mężczyzna z ładną twarzą Chrisa Hemswortha. Jego rola polegała na
wymachiwaniu siekierą i byciu nieuprzejmym. A także na rozmawianiu z księciem o
tym, jakie światło bije z apatycznej Śnieżki. Było widać że niezbyt w to
wierzy, ale to ona była wymieniona w tytule na pierwszym miejscu, więc trochę
nie miał wyboru i musiał się nią pozachwycać.
Nareszcie, w koszmarku pojawiła się Zła Królowa, Ravenna –
jedyny jasny punkt filmu. Królowa była piękna (choć głupie lustro twierdziło że
Śnieżka jest ładniejsza), genialnie charyzmatyczna i zła. Musiała przegrać
starcie ze Śnieżką – do dziś nikt nie rozumie jak to się stało, a jednak
wygrała cały film. I była jedynym elementem koszmarku, który był faktycznie
wart pochwały.
Poza tym, niestety, koszmarek został średnio przyjęty przez
publiczność.
Twórcy koszmarka nie chcieli się pogodzić z brakiem jego
popularności. Toż nie zrobić kontynuacji takiego wysokobudżetowego tworu byłoby
marnotrastwem! Dlatego panowie i panie zrobili burzę mózgów i doszli do tego co
( a raczej kto) było największym problemem filmu. Z historii o Królewnie
Śnieżce i Łowcy usunęli tę pierwszą, stwierdzając że historia opowiada jednak
przede wszystkim o Łowcy. Bo Chris Hemsworth wyrobił się aktorsko i jako Thor
zawładnął umysłami nastolatek. I nie tylko nastolatek. Przy okazji po raz
kolejny zaproszono do opowieści Złą Królową, a także by zrekompensować „stratę”
Śnieżki stworzono zupełnie nowe postaci kobiece. Dziewczynę dla Łowcy i siostę
dla królowej. A żeby wszyscy mieli pary, krasnoludki sparowano z innymi
krasnoludkami płci przeciwnej.
***
A wiecie co jest w tej historii najabrdziej zadziwia? Dobre
zakończenie. Bo prequel/sequel „Królewny Śnieżki i Łowcy” – „Łowca i Królowa
Lodu” to (w swoich kategoriach) naprawdę niezły film. Bez kompleksów
zostawiający w tyle większość niedopatrzeń poprzedniej historii, naprawiający
błędy, wprowadzający świeżą nowość.
Jeśli się nad tym zastanowić – to niesamowite jak jeden
aktor/jedna aktorka i jedna grana przez niego/nią postać może zatruć cały film.
W każdych innych okolicznościach usunięcie głównej bohaterki wiązałoby się z
popsuciem jakości kolejnej produkcji - tutaj jest wbrew przeciwnie. Choć może
to zakrawać o brak konsekwencji, to pod nieobecność Śnieżki Łowca staje się o wiele
bardziej pogodny i radosny, zaczyna nawet mówić pełnymi zdaniami. Chris
Hemsworth bawi się tak dobrze w roli tytułowego bohatera, że to aż
nieprzyzwoite. Co chwila uśmiechnięty, ufny we własne siły i pewny wierności
innych daje wyzwanie siłom dwukrotnie większym niż te, z którymi jeszcze
niedawno nie chciał się konfrontować.
A co z kobiecymi bohaterkami, które przecież są w przewadze
liczebnej? Emily Dunst jako Freya radzi sobie bardzo dobrze. Świetnie odgrywa
konflikt targający Królową Lodu, nadaje jej bardzo specyficzną, chłodną
charyzmę. Trzeba jednak przyznać że dużo w tym zasługi samej postaci, która
zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia jest po prostu dobrze napisana. Wszystko,
co dzieje się z Freyą w konsekwencji utraty dziecka ma po prostu sens – w tym
przypadku żałoba, trauma i ich skutki zostały po prostu umieszczono w konwencji
baśni, w której serce dosłownie może zamienić sięw lód.
Mimo to, Emily Blunt i grana przez nią Freya ginie w oczach gdy na ekranie pojawia Ravenna
(Charlize Theron). Trzeba przyznać że obie aktorki, mimo że wybitne, należą do
nieco innej ligi. Tym badziej ukłon w stronę twórców którzy właśnie pod aktorki
dopasowali postaci, przez co ich relacja wydaje się dużo bardziej autentyczna.
Najsłabiej w zestawieniu wypada łowczyni Sara. Trzeba
przyznać że jak na wojowniczkę i wychowaną w spartańskich warunkach kobietę
jest wyjątkowo słabą osobowością, która nie potrafi przykuć na dłużej
zainteresowania widza. Denerwować może jej brak konsekwencji i fakt, że stanowi
tylko pionek w dużo większej rozgrywce. To także zwykłe niewykorzystanie
potencjału Jessicy Chastain, która już nie raz udowodniła jak genialnie potrafi
zagrać silne kobiece postaci.
W tym kontekście należałoby też wspomnieć o jeszcze jednym
mankamencie, świadczącym o ciągłej nieumiejętności tworzenia autentycznych
protagonistów płci żeńskiej. Otóż mamy w filmie jedną z najsilniejszych kobiecych
reprezentacji ostatnich lat: Charlize Theron, Emily Dunst i Jesiccę Chastain.
Po drugiej stronie jest jedynie Chris Hemsworth, aktor dobry, ale na pewno nie
wybitny. A jednak, kiedy przychodzi do konfrontacji tych wszystkich bohaterów, okazuje
się że scenariusz przewidział rolę tego w stu procentach dobrego, mądrego i
uczciwego właśnie Hemsworthowi, natomiast każda z pań musi w pewnym momencie
okazać się słaba/naiwna/niedomyślna/nieprzewidująca. I w końcu musi nadejść
moment, kiedy Łowca będzie trzymał w rękach los każdej z nich.
Mimo wszystko – historia broni się sama. Pomimo wielu
mniejszych i większych błędów logicznych widz absolutnie nie ma wrażenia że ktoś
zrobił sobie z niego żart (jak to było w poprzednim filmie). Przy okazji, jak
mogliśmy się przekonać już w trailerze, wizualnie „Łowca i Królowa Lodu” to po
prostu przepiękny film, odpowiednio barwny i magiczny.
Czyli jednak się da. Można „odtruć” zepsutą historię.
Kosztem takiego zabiegu będzie brak konsekwencji postaci (Łowca zachowuje się
jakby w końcu ktoś podarował mu antydepresanty o których zapomniał w pierwszym
filmie) i historii (trudno uwierzyć że przez cały pierwszy film Freyi nie było
w okolicy. Zwłaszcza że w pewnym momencie musiała mieszkać z Ravenną.
A jednak końcowy efekt jest na tyle dobry, że te
rozbieżności tracą na znaczeniu. „Łowcę i Królową Lodu” ogląda się dobrze,
nietrudno zaangażować się w historię i obrać stronę w konflikcie bohaterów. I
tak, pewnie w trakcie seansu nie raz przewrócicie oczami, ale umówmy się – to
baśń, pełna latających elfów (które pojawiają się gdy jest to wygodne dla
scenariusza) i pięknych sukienek, które nie powinny utrzymać się na ciele bez
miliona dodatkowych wiązań. Mimo wszystko – jest pięknie, jest ciekawie i tylko
umiarkowanie głupio.
Grzechy Królewny Śnieżki zostały odkupione. Królestwo
odetchnęło z ulgą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz