poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Jak uratować zatrutą historię - czyli o tym że bez Królewny Śnieżki świat może być piękniejszy

Drodzy czytelnicy,

Opowiem Wam historię.

Historia będzie o odkupieniu win. O tym, jak kilka osób z Hollywood znalazło problem w filmie, którego, jak się wydawało, nie można uratować. O tym, jak z czegoś, co wydawało się niepotrzebną kontynuacją słabego (ale wysokobudżetowego) filmu powstał całkiem ciekawy koncept. Z którego wyszedł całkiem dobry film. 

I wiecie co? Poszłam do kina zobaczyć coś ładnego, ale wybitnie głupiego. Dawno nie wyszłam z kina tak pozytywnie zaskoczona. By było nie ładnie ale pięknie. A przy okazji całkiem interesująco i zabawnie. 

Historia o królestwie Królewny Śnieżki pozbawiona Królewny Śnieżki nie mogła być lepsza. 



Dawno, dawno temu… powstał mały koszmarek filmowy pod tytułem „Królewna Śnieżka i Łowca”.
W koszmarku występowała oczywiście Królewna Śnieżka. Była trupio blada, miała wiecznie potargane czarne włosy i średnio czerwone usta (sprawa bardzo dyskusyjna, wiele zależało od ujęcia). Była wiecznie smutna, nieczęsto zamykała buzię i nosiła na zmianę potargany strój wojowniczej księżniczki i zbroję. A kiedy była naprawdę szczęśliwa, na jej twarzy pojawiał się dziwny grymas. Niektórzy twierdzą że był to uśmiech, ale nikomu nie udało się tego udowodnić w stu procentach.

W koszmarku grał też Łowca. Był to markotny i burczący pod nosem mężczyzna z ładną twarzą Chrisa Hemswortha. Jego rola polegała na wymachiwaniu siekierą i byciu nieuprzejmym. A także na rozmawianiu z księciem o tym, jakie światło bije z apatycznej Śnieżki. Było widać że niezbyt w to wierzy, ale to ona była wymieniona w tytule na pierwszym miejscu, więc trochę nie miał wyboru i musiał się nią pozachwycać.

Nareszcie, w koszmarku pojawiła się Zła Królowa, Ravenna – jedyny jasny punkt filmu. Królowa była piękna (choć głupie lustro twierdziło że Śnieżka jest ładniejsza), genialnie charyzmatyczna i zła. Musiała przegrać starcie ze Śnieżką – do dziś nikt nie rozumie jak to się stało, a jednak wygrała cały film. I była jedynym elementem koszmarku, który był faktycznie wart pochwały.

Poza tym, niestety, koszmarek został średnio przyjęty przez publiczność.

Twórcy koszmarka nie chcieli się pogodzić z brakiem jego popularności. Toż nie zrobić kontynuacji takiego wysokobudżetowego tworu byłoby marnotrastwem! Dlatego panowie i panie zrobili burzę mózgów i doszli do tego co ( a raczej kto) było największym problemem filmu. Z historii o Królewnie Śnieżce i Łowcy usunęli tę pierwszą, stwierdzając że historia opowiada jednak przede wszystkim o Łowcy. Bo Chris Hemsworth wyrobił się aktorsko i jako Thor zawładnął umysłami nastolatek. I nie tylko nastolatek. Przy okazji po raz kolejny zaproszono do opowieści Złą Królową, a także by zrekompensować „stratę” Śnieżki stworzono zupełnie nowe postaci kobiece. Dziewczynę dla Łowcy i siostę dla królowej. A żeby wszyscy mieli pary, krasnoludki sparowano z innymi krasnoludkami płci przeciwnej.

***

A wiecie co jest w tej historii najabrdziej zadziwia? Dobre zakończenie. Bo prequel/sequel „Królewny Śnieżki i Łowcy” – „Łowca i Królowa Lodu” to (w swoich kategoriach) naprawdę niezły film. Bez kompleksów zostawiający w tyle większość niedopatrzeń poprzedniej historii, naprawiający błędy, wprowadzający świeżą nowość.


Jeśli się nad tym zastanowić – to niesamowite jak jeden aktor/jedna aktorka i jedna grana przez niego/nią postać może zatruć cały film. W każdych innych okolicznościach usunięcie głównej bohaterki wiązałoby się z popsuciem jakości kolejnej produkcji - tutaj jest wbrew przeciwnie. Choć może to zakrawać o brak konsekwencji, to pod nieobecność Śnieżki Łowca staje się o wiele bardziej pogodny i radosny, zaczyna nawet mówić pełnymi zdaniami. Chris Hemsworth bawi się tak dobrze w roli tytułowego bohatera, że to aż nieprzyzwoite. Co chwila uśmiechnięty, ufny we własne siły i pewny wierności innych daje wyzwanie siłom dwukrotnie większym niż te, z którymi jeszcze niedawno nie chciał się konfrontować.

A co z kobiecymi bohaterkami, które przecież są w przewadze liczebnej? Emily Dunst jako Freya radzi sobie bardzo dobrze. Świetnie odgrywa konflikt targający Królową Lodu, nadaje jej bardzo specyficzną, chłodną charyzmę. Trzeba jednak przyznać że dużo w tym zasługi samej postaci, która zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia jest po prostu dobrze napisana. Wszystko, co dzieje się z Freyą w konsekwencji utraty dziecka ma po prostu sens – w tym przypadku żałoba, trauma i ich skutki zostały po prostu umieszczono w konwencji baśni, w której serce dosłownie może zamienić sięw lód.

Mimo to, Emily Blunt i grana przez nią Freya  ginie w oczach gdy na ekranie pojawia Ravenna (Charlize Theron). Trzeba przyznać że obie aktorki, mimo że wybitne, należą do nieco innej ligi. Tym badziej ukłon w stronę twórców którzy właśnie pod aktorki dopasowali postaci, przez co ich relacja wydaje się dużo bardziej autentyczna.

Najsłabiej w zestawieniu wypada łowczyni Sara. Trzeba przyznać że jak na wojowniczkę i wychowaną w spartańskich warunkach kobietę jest wyjątkowo słabą osobowością, która nie potrafi przykuć na dłużej zainteresowania widza. Denerwować może jej brak konsekwencji i fakt, że stanowi tylko pionek w dużo większej rozgrywce. To także zwykłe niewykorzystanie potencjału Jessicy Chastain, która już nie raz udowodniła jak genialnie potrafi zagrać silne kobiece postaci.
W tym kontekście należałoby też wspomnieć o jeszcze jednym mankamencie, świadczącym o ciągłej nieumiejętności tworzenia autentycznych protagonistów płci żeńskiej. Otóż mamy w filmie jedną z najsilniejszych kobiecych reprezentacji ostatnich lat: Charlize Theron, Emily Dunst i Jesiccę Chastain. Po drugiej stronie jest jedynie Chris Hemsworth, aktor dobry, ale na pewno nie wybitny. A jednak, kiedy przychodzi do konfrontacji tych wszystkich bohaterów, okazuje się że scenariusz przewidział rolę tego w stu procentach dobrego, mądrego i uczciwego właśnie Hemsworthowi, natomiast każda z pań musi w pewnym momencie okazać się słaba/naiwna/niedomyślna/nieprzewidująca. I w końcu musi nadejść moment, kiedy Łowca będzie trzymał w rękach los każdej z nich.


Mimo wszystko – historia broni się sama. Pomimo wielu mniejszych i większych błędów logicznych widz absolutnie nie ma wrażenia że ktoś zrobił sobie z niego żart (jak to było w poprzednim filmie). Przy okazji, jak mogliśmy się przekonać już w trailerze, wizualnie „Łowca i Królowa Lodu” to po prostu przepiękny film, odpowiednio barwny i magiczny.

***

Czyli jednak się da. Można „odtruć” zepsutą historię. Kosztem takiego zabiegu będzie brak konsekwencji postaci (Łowca zachowuje się jakby w końcu ktoś podarował mu antydepresanty o których zapomniał w pierwszym filmie) i historii (trudno uwierzyć że przez cały pierwszy film Freyi nie było w okolicy. Zwłaszcza że w pewnym momencie musiała mieszkać z Ravenną.

A jednak końcowy efekt jest na tyle dobry, że te rozbieżności tracą na znaczeniu. „Łowcę i Królową Lodu” ogląda się dobrze, nietrudno zaangażować się w historię i obrać stronę w konflikcie bohaterów. I tak, pewnie w trakcie seansu nie raz przewrócicie oczami, ale umówmy się – to baśń, pełna latających elfów (które pojawiają się gdy jest to wygodne dla scenariusza) i pięknych sukienek, które nie powinny utrzymać się na ciele bez miliona dodatkowych wiązań. Mimo wszystko – jest pięknie, jest ciekawie i tylko umiarkowanie głupio.


Grzechy Królewny Śnieżki zostały odkupione. Królestwo odetchnęło z ulgą.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz