Drodzy czytelnicy,
Przyznam się Wam: jestem uzależniona od muzyki. Tej w
słuchawkach, towarzyszącej mi w każdym wolnym momencie życia. W każdym momencie
„pomiędzy”: pomiędzy domem a pracą, pracą a sklepem, sklepem a domem. Między
domem a spotkaniem ze znajomymi, między tramwajem a rozmową o pracę, między
sprzątaniem a gotowaniem.
Pewnego dnia, kiedy tej muzyki w uszach zabrakło, po raz
pierwszy bałam się w trakcie drogi powrotnej do mieszkania. Bo tak cicho, bo za
rogiem coś szeleści, bo ptaki na drzewie obok nigdy nie były takie głośne.
Szczęśliwie odstawienie łatwo zaleczyć nową dawką muzyki.
Oto co się dzieje każdego dnia: mniej lub bardziej rano wychodzę
z domu. Już przechodząc przez drzwi trzymam w ręku odtwarzacz mp3 i słuchawki.
Zanim dojdę na sam dół klatki schodowej i
skonfrontuję się ze światem zewnętrznym, słuchawki są już w uszach a
wyświetlacz odtwarzacza informuje o pierwszej piosence którą tego dnia usłyszę.
Czym dalej w świat tym więcej piosenek przewija się przez
moją głowę. W końcu trafiam do tramwaju; jeśli mam szczęście i jest dużo miejsc
siedzących - wyciągnę książkę i muzyka wydobywająca się ze słuchawek będzie
tylko tłem. Jeśli w środku jest tłoczno, jedynie przytulę się do jednego z
kasowników i zanurzę w aktualnie słuchanym utworze. Podobnie jak większość osób
stojących wokół mnie.
Jeśli akurat jadę do pracy, słuchawki zdejmę mniej więcej
równolegle do momentu wejścia do biura. I to tylko dlatego że tak trzeba: żeby
się przywitać z zespołem, żeby usłyszeć co mają mi do powiedzenia ludzie po
trochę ponad piętnastu godzinach nie widzenia się. No i pracować nie da się z
własnymi słuchawkami w uszach, w końcu firma zapewnia swoje rozrywki.
Ale spokojnie: mija ostatnia godzina pracy a ja jeszcze
zanim się ubiorę mam słuchawki w uszach. Żegnam się z ludźmi, ubieram płaszcz, naciągam
na głowę czapkę i szybkim krokiem ruszam w drogę powrotną – ciągle z ulubionymi
utworami szeptanymi mi przez odtwarzacz. Znowu tramwaj, dylemat książka vs muzyka.
Wysiadam, stojąc na światłach wracam do piosenki która skończyła się kilka
sekund wcześniej. Przechodzę przez ulicę, muzyka gra na nowo.
Słuchawki zdejmę już po tym, jak wrócę do mieszkania. Albo
jeśli pani na kasie w sklepie będzie na tyle komunikatywna że będzie trzeba z
nią porozmawiać. Czego jej bardzo nie życzę.
No i pozostaje problem ulubionych piosenek. Nie można wejść
do mieszkania kiedy akurat twój ukochany numer zbliża się do punktu
kulminacyjnego. Więc czasem okrążam blok. Albo wybieram dłuższą ścieżkę. Tak,
żeby piosenka mogła się spokojnie skończyć.
Oczywiście, zdarzają się dramaty. Dziś dla przykładu bateria w
moim mp3 wyczerpała się pod sklepem. Przestraszona, najkrótszą trasą wróciłam
do domu by go naładować.
Aż strach pomyśleć co by było gdyby to się zdarzyło w
tramwaju. Musiałabym się skonfrotnować z zupełną ciszą pojazdu (bo przecież odgłos
silnika czy jadącego tramwaju się nie liczy!) i dziesiątkami ludzi którzy, w
przeciwieństwie do mnie, mają czego słuchać i tylko nieobecnym wzrokiem
wpatrują się w bliżej nieokreśloną przestrzeń lub (mniej nieokreślonym wzrokiem)
w książkę lub czytnik.
No i są jeszcze te straszne kobiety o których życiowych
problemach byłabym zmuszona słuchać. Nie można też zapomnieć o dziewczynie
która właśnie pokłóciła się z szefem o wypłatę (Kaśka, no przecież widzę że on
innym daje w kopertach dodatki do pensji, niech mi już nie chrzani że zarabiam
tyle co reszta. Mówię mu, ja mam semestr studiów do opłacenia, dwa siedemset
skądś muszę wytrzasnąć!) i o małżonce która właśnie dyktuje swemu sekretarzowi
plan działania na kolejne dwanaście godzin (Wyjdę z pracy piętnaście po i
pojadę po Kubę do szkoły. Podwiozę go pod twoje biuro, przejmiesz go i
zawieziesz autem na trening, a ja w tym czasie skoczę po Julkę do przedszkola.
Tylko nie zapomnij Kubie kupić kanapki i spakuj mu strój treningowy do
samochodu jak będziesz jechał do pracy…). Oddać honor należy również tym
wszystkim młodym ludziom którzy mają tak zły gust muzyczny, że aż muszą się nim
pochwalić włączając ulubione kawałki na głośniku w swoim wypasionym telefonie.
Ale spokojnie. Mój mp3 jest już naładowany. Jutro rano bezpiecznie wyjdę do pracy, a ze słuchawek dotrze do mnie kojące "You're not alone, together we stay..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz