niedziela, 11 października 2015

Gdyby Wolowitz był kobietą, czyli przemyślenia do alternatywnego pilota The Big Bang Theory

Drodzy czytelnicy,

jakiś czas temu, dzielnie zapełniając czas wolny, zajęłam się bezrozumnym przeszukiwaniem internetu. Czasem znalazłam coś interesującego, innym razem wszystko wydawało mi się nudne i powtarzalne. Niezależnie jednak na co trafiałam, zaskoczyły mnie moje reakcje. Z każdego, najbardziej oczywistego zdjęcia, znanej piosenki czy wcale nie bardzo ambitnego artykułu potrafiłam wyciągnąć naprawdę daleko idące wnioski i rozpętać (we własnej głowie) prawdziwą rozprawę filozoficzną.

Przykładowo, jednym z największych znalezisk ubiegłego miesiąca jest pierwszy, nieopublikowany pilot do popularnego serialu "The Big Bang Theory", w Polsce znanego jako "Teoria Wielkiego Podrywu". Dwadzieścia kilka minut sitcomu, które zszokowało mnie tak bardzo, że przez dwie doby rozmyślałam o roli przypadkowych decyzji kilku amerykańskich producentów na moje życie.

Co by było gdyby serial w tym charakterze został wyemitowany? Czy wpłynąłby na popkulturę tak samo jak obecna wersja? I czy ja poświęciłabym tyle godzin na oglądanie TBBT gdyby do Leonarda i Sheldona wprowadziła się Katie a zamiast Raja i Howarda w mieszkaniu przesiadywała jakaś dziewczyna? I gdyby Sheldon nie był Sheldonem jakiego znamy?

Czy serial pokochałyby miliony gdyby grupa głównych bohaterów wyglądała zupełnie inaczej?
Żeby było wiadomo o czym mowa, poniżej umieszczam link do omawianego odcinka, będącego pilotem "TBBT", jakiego nigdy nie poznaliśmy:


Jeśli postanowiliście bez zwlekania kliknąć w link i obejrzeć odcinek, chętnie poznam Wasze opinie o nim. W tekście poniżej, co oczywiste, znajdują się spoilery do niego, więc czytacie na własną odpowiedzialność!

Sheldon zaprasza. Najładniej jak potrafi :)

***
Po otrząśnięciu się z szoku wywołanego obejrzeniem odcinka, przyszedł mi do głowy bardzo przewrotny wniosek: otóż w ciągu tych kilku lat, od kiedy pojawiło się TBBT, do tego stopnia przyzwyczailiśmy się do bohaterów i nauczyliśmy ich stylu bycia i życia, że patrząc teraz na alternatywną wersję początku tej historii, mamy poczucie że nic tu nie pasuje. I że my wiemy lepiej jak to wszystko powinno wyglądać.

I, oczywiście, mamy rację. Nikt nie zna się lepiej na Sheldonie i Leonardzie, niż fani, z radością
oglądający każdy odcinek opowiadający o przygodach sympatycznych (czasem wbrew ich woli) naukowców. Zwłaszcza grany brawurowo przez Jima Parsons Sheldon Cooper stał się postacią kultową, która szybko przeniknęła do świadomości wielbicieli popkultury, zajmując zaszczytne miejsce obok Jamesa T. Kirka i Pana Spocka*.

W historii, jaką widzimy w omawianym odcinku niby wszystko jest podobne - jest Leonard i Sheldon, są te same gagi, ten sam miecz świetlny Leonarda... a jednak nic nie jest takie samo. 

Posiadanie miecza świetlnego to mało.
Trzeba jeszcze umieć go używać!
Co jest nie tak? WSZYSTKO. Bohaterowie mieszkają w bardzo nieprzyjemnej okolicy, w bloku z odpychającą klatką schodową i w naprawdę mało przyjemnym mieszkaniu. Słabo oświetlonym, bez obowiązkowych biurek do pracy i z... dodatkowym pokojem, który jak na razie stoi pusty.  Każdy fan TBBT wie, że Sheldon nigdy nie zamieszkałby w TAKIM mieszkaniu. Co więcej, prędzej użyłby też cudzej szczoteczki do zębów niż pozwolił zamieszkać w swoim mieszkaniu niechlujnej dziewczynie, która na dodatek nie podpisała kontraktu lokatorskiego. 

Poza tym wszyscy wiedzą, że komu jak komu, ale akurat Sheldonowi i Leonardowi pieniędzy nie brakuje, mają w końcu całkiem dobre posadki na uczelni. Jasne, nie zarabiają dużo, ale stać ich na całkiem duże mieszkanie i dziesiątki typowo fanowskich gadżetów. Tymczasem pierwsza scena oglądanego przeze mnie odcinka wskazuje na to, że panowie udali się do banku spermy nie po to, by zdobyć dodatkowe pieniądze na nowy sprzęt (jak było w oficjalnym pilocie), ale by opłacić rachunki i utrzymać się przez najbliższy miesiąc. 

Dodając do tego mało moim zdaniem interesujący i rozwojowy wątek koleżanki-kujonki, która planuje przyszłość z Leonardem, a przy okazji zdradza go podczas konwentu z Sheldonem (!!!), otrzymujemy serial z zupełnie innymi perspektywami niż ten, który wszyscy znamy. I to pomimo, że większość scen opiera się na tych samych gagach co oficjalny pilot, a bohaterowie wypowiadają w dużej mierze te same teksty, które znamy z uwielbianego przez miliony TBBT. 
***

Odcinek o którym Wam opowiadam wywołał u mnie lawinę skojarzeń i pomysłów na to, jak różnie potoczyłyby się losy serialu, który w obecnym kształcie stanowi pewien fenomen kulturowy. Nie mam wątpliwości, że gdyby nieopublikowana wersja pilota została tą oficjalną, cała produkcja nie okazałaby się takim sukcesem. Po pierwsze - otwarte w nim wątki nie były w żadnym stopniu tak rozwojowe i interesujące, jak te, które śledzimy od ładnych kilku lat. Ciągnący cały serial Sheldon w tym wydaniu nie potrzebuje siedmiu sezonów by uznać, że chciałby się z kimś związać na stałe. Ich koleżanka jest zupełnie bezbarwna i zupełnie nie pasuje na pierwszoplanową postać, z kolei Katie wydaje się dużo bardziej rozchwiana emocjonalnie niż byśmy chcieli. Oglądając ich pierwsze wspólne sceny człowiek dochodzi do wniosku, że wcale nie interesuje go co będzie dalej. I jasne, mogłoby się zdarzyć że bohaterowie okazaliby się ciekawi a serial stałby się równie popularny jak obecne TBBT. 

Mimo wszystko cieszę się, że The Big Bang Theory powstało w takiej formie, w jakiej znamy je dziś. 
Stąd też bezpośrednio przenosimy się do głównego punku moich rozmyślań: Co by było gdyby? Od ilu czynników to zależy?

Nie zdajemy sobie do końca sprawy z ilości osób pracujących nad każdą z naszych ulubionych produkcji. Otrzymując efekt końcowy niemal nikt nie zastanawia się jak mógłby wyglądać serial gdyby usunąć z niej postać "A", albo wprowadzić postać "Z" zamiast "B". Gdyby Meredith Grey spotkała w pubie Marka Sloana zamiast Dereka Sheperda, a Angelina Jolie grała Rachel Green w "Przyjaciołach". Albo gdyby Barney Stinson poderwał Tracy, tytułową matkę w "How I met your mother", i to w pierwszym sezonie. 

Ile zupełnie różnych wątków, ile totalnie różnych scen! 

***
Kto by pomyślał, że to na przykładzie seriali dotrze do mnie w pełni znaczenie przypadku w ludzkim życiu. Wielu z Was pomyśli pewnie w tym momencie - co za głupota, rozpisywać się o tym co by było gdyby coś poszło inaczej podczas produkcji serialu. 

Mnie jednak wydaje się, że to bardzo dobry przykład. Jeśli, tak jak ja, jesteście wielbicielami seriali, to inwestujecie w nie wiele godzin z życia. Poświęcacie czas pewnej historii, poznajecie postaci, w waszej głowie tworzy się ich obraz - czasem znacie je nawet lepiej niż ludzi w pracy czy znajomych na uczelni. 

Penny okazała się kapitalnym dodatkiem
do bandy uroczych nerdów z problemami
Sam Sheldon w jednym z odcinków zastanawiał się nad tym, czy rozpocząć oglądanie "Flasha" - nie był pewien czy chce inwestować w ten serial dziesiątki (jeśli nie setki) godzin, zwłaszcza że był świadomy, że jeśli zacznie, to nie zrezygnuje nawet jeśli produkcja w pewnym momencie okaże się beznadziejna. 

Tym bardziej interesujące i nieco zaskakujące wydaje się moje "odkrycie", że postaci z seriali i
filmów (ba! także z książek, komiksów i innych mediów) mogły wyglądać zupełnie inaczej i nigdy nie pojawić się w waszym życiu. Mogliśmy nigdy nie poznać Penny i nie usłyszeć słowa "Bazinga!" wykrzykiwanego przez Sheldona. A na ulicy nigdy nie spotkalibyśmy faceta/dziewczyny w koszulce z napisem "I'm not crazy! My mother had me tested!"

Tym bardziej cieszę się, że nieopublikowany pilot jest dziś tylko ciekawostką przyrodniczą. Jasne, TBBT nie jest już tak dobre jak kiedyś. Wielu mówi nawet że w najnowszym sezonie bohaterowie są cieniami samych siebie z przed kilku lat.

Ale nie dbam o to. W tym momencie cieszę się z tego co mam i co mogę obejrzeć. Z tych siedmiu-ośmiu sezonów, w trakcie których wszyscy bohaterowie niebywale dorośli i zmienili się. Z kilkudziesięciu (?) odcinków pełnych odwołań do popkultury i nauk, nie tylko ścisłych. I w końcu z tego, że serial o nieśmiałych naukowcach ze słoikiem na ciastka w kształcie Batmana i mieczami świetlnymi w sypialni doczekał się tylu fanów i tak wielu naprawdę dobrych odcinków.


A ty, nieopublikowany pilocie, idź precz! Nikt cię tu nie chce!


_______
* Choćby to zdanie idealnie pokazuje, jak dobrze znam postać Sheldona. Bez wątpienia ucieszyłby się z usadzenia w tak doborowym towarzystwie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz